Unijny system ETS-2, który ma wejść w życie w 2027 roku, już dziś budzi niepokój wśród obywateli i decydentów. Choć jego celem jest walka ze zmianami klimatu, potencjalne skutki ekonomiczne mogą uderzyć w miliony Polaków. Ceny paliw mogą wzrosnąć nawet o 4 zł na litrze, a rachunki za ogrzewanie domów – o dziesiątki tysięcy złotych w perspektywie najbliższych lat. Polski rząd bije na alarm, apelując do Brukseli o opóźnienie wdrożenia tego systemu, który może uderzyć najmocniej w najuboższych.
Czym jest ETS-2 i kiedy wejdzie w życie?
ETS-2 (Emissions Trading System 2) to planowane rozszerzenie obecnego systemu handlu emisjami CO₂, który obecnie obejmuje głównie przemysł i energetykę. Nowa odsłona ma objąć transport drogowy oraz budynki mieszkalne, czyli bezpośrednio codzienne życie obywateli.
Start systemu zaplanowano na 2027 rok. Od tego momentu każda tona emisji związana np. z paliwami czy ogrzewaniem ma być objęta specjalnym kosztem emisyjnym. Opłaty te będą doliczane do cen produktów i usług, co finalnie przełoży się na wyższe rachunki dla obywateli.
Prognozy: paliwa w górę nawet o 4 zł, domowe rachunki – o dziesiątki tysięcy
Eksperci i analitycy ostrzegają przed drastycznym wzrostem kosztów życia. Według prognoz:
- Ceny paliw mogą wzrosnąć od 2 do 4 zł za litr do 2031 roku.
- Przeciętna rodzina może zapłacić nawet 24 tys. zł więcej do 2055 roku.
- Gospodarstwa domowe opalane węglem – do 39 tys. zł więcej.
- Nieocieplone domy mogą wygenerować nawet 77 tys. zł dodatkowych kosztów w ciągu dekady.
To nie tylko większe wydatki przy dystrybutorze paliw. Wyższe ceny transportu przełożą się na droższą żywność, usługi i ogrzewanie, co może doprowadzić do długotrwałej presji inflacyjnej.
Najbardziej ucierpią mieszkańcy wsi, właściciele starych aut i domów
ETS-2 nie uderzy równo we wszystkich. Najbardziej narażeni są:
- Mieszkańcy prowincji, którzy nie mają dostępu do komunikacji zbiorowej.
- Rodziny ogrzewające domy węglem, które nie są w stanie przejść na inne źródła energii.
- Właściciele starych samochodów, których nie stać na wymianę pojazdu na elektryczny.
Dla wielu osób ETS-2 może oznaczać konieczność rezygnacji z podstawowych wydatków lub zadłużenie się, by sprostać nowym opłatom.
Reakcja Polski: „Nie tędy droga” – presja na Brukselę
Polski rząd już teraz wyraża stanowczy sprzeciw wobec tempa wdrażania ETS-2. Warszawa ostrzega, że:
„Tak wysokie ceny energii mogą obalić niejeden demokratyczny rząd.”
Władze apelują do Brukseli o co najmniej trzyletnie vacatio legis, które pozwoliłoby przygotować społeczeństwo na tak znaczącą transformację. Równolegle trwają prace nad krajowymi przepisami wdrażającymi unijną dyrektywę – jednak szczegóły tych regulacji pozostają nieznane.
Przemysł też na celowniku – pytania o konkurencyjność
Poza obywatelami, jednym z największych przegranych ETS-2 może być europejski przemysł. Eksperci zadają pytania:
- Kto będzie kupował europejskie produkty, jeśli ich ceny wzrosną z powodu kosztów emisyjnych?
- Czy firmy nie przeniosą produkcji poza Europę, by uniknąć opłat?
Brak podobnych mechanizmów w innych częściach świata sprawia, że unijne przedsiębiorstwa mogą znaleźć się w niekorzystnej pozycji konkurencyjnej. W dłuższej perspektywie może to oznaczać odpływ inwestycji i likwidację miejsc pracy.
Eksperci apelują o osłony dla najuboższych
Już teraz pojawiają się głosy, że system ETS-2 powinien zostać połączony z pakietem osłonowym. Propozycje obejmują:
- Dopłaty dla najuboższych gospodarstw domowych.
- Ulgi dla właścicieli starszych domów.
- Programy modernizacji źródeł ogrzewania.
Bez takich działań ETS-2 może być odbierany jako „podatek nad podatkami”, co w połączeniu z presją inflacyjną i wysokimi stopami procentowymi, może wywołać masowe protesty społeczne.
Co dalej? ETS-2 jeszcze nie obowiązuje, ale skutki są już widoczne
Choć ETS-2 formalnie wejdzie w życie dopiero w 2027 roku, jego wpływ na debatę publiczną i rynek paliw już jest odczuwalny. Rynki zaczynają dyskontować przyszłe podwyżki, a konsumenci przygotowują się na najgorsze scenariusze.
W najbliższych miesiącach okaże się, czy Bruksela zdecyduje się na zmiany w harmonogramie lub konstrukcji systemu. Tymczasem polskie rodziny, przedsiębiorcy i samorządy muszą przygotować się na jedną z największych reform kosztowych ostatnich dekad.