Decyzja polskiego rządu o przywróceniu tymczasowych kontroli na granicy z Niemcami od 7 lipca wywołała falę komentarzy za Odrą. Niemiecka scena polityczna, od koalicji po opozycję i związki zawodowe, reaguje z mieszaniną zrozumienia i konsternacji, wskazując, że jest to bezpośrednia konsekwencja polityki Berlina. Co więcej, niemal jednogłośnie wskazuje się na jednego polityka jako architekta sytuacji, która doprowadziła do „poważnego regresu dla strefy Schengen”. Premier Donald Tusk zapowiada, że to koniec pobłażliwości i jeśli Niemcy nie zmienią kursu, polska odpowiedź pozostanie symetryczna.
Informacja o przywróceniu kontroli na granicy polsko-niemieckiej oraz polsko-litewskiej została ogłoszona przez premiera 1 lipca. To odpowiedź na szereg zjawisk, które nasiliły się w ostatnich miesiącach. Z jednej strony to efekt działań niemieckich służb, które zintensyfikowały kontrole i stosowały procedurę odsyłania migrantów. Z drugiej, to reakcja na rosnące napięcia w strefie przygranicznej, podsycane przez nacjonalistyczne bojówki próbujące przejmować kompetencje Straży Granicznej.
Rząd Tuska odpowiada. „Skończył się czas, kiedy Polska nie reaguje”
Premier Donald Tusk, ogłaszając decyzję, nie pozostawił wątpliwości co do jej przyczyn. Rozporządzenie, które wejdzie w życie w poniedziałek 7 lipca, jest urealnieniem ostrzeżeń, które padały w Sejmie już na początku czerwca. Szef rządu podkreślał wówczas, że cierpliwość Polski wobec jednostronnych działań Niemiec się wyczerpuje.
Teraz zapowiedzi stają się faktem. Tusk podkreślił, że jeśli strona niemiecka zdecyduje się na przedłużenie swoich kontroli, które miały zakończyć się we wrześniu, Polska zareaguje w ten sam sposób. „Z naszej strony odpowiedź będzie symetryczna. Skończył się czas, kiedy Polska nie reaguje adekwatnie na tego typu działania” – zapowiedział premier. To jasny sygnał dla Berlina, że Warszawa nie będzie już biernym obserwatorem działań, które uderzają w fundamenty strefy Schengen i swobodę przepływu osób.
Decyzja jest również odpowiedzią na wewnętrzną sytuację w Polsce. Aktywność prawicowych bojówek, wspieranych przez polityków takich jak Robert Bąkiewicz czy Krzysztof Nawrocki, tworzyła niebezpieczny precedens i podsycała antyimigranckie nastroje. Przywrócenie państwowej kontroli nad granicą ma na celu ustabilizowanie sytuacji i pokazanie, że za bezpieczeństwo odpowiadają wyłącznie państwowe służby, a nie samozwańcze patrole.
Niemiecka scena polityczna zgodna. „Poważny regres dla strefy Schengen”
Reakcja w Niemczech jest niemal jednolita. Chociaż decyzja Polski jest postrzegana jako cios w swobodę przemieszczania się, politycy z różnych opcji przyznają, że była do przewidzenia. Sonja Eichwede, wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego SPD, określiła sytuację jako „poważny regres dla strefy Schengen”. W rozmowie z gazetą „Rheinische Post” podkreśliła, że kontrole graniczne znacząco obciążą ruch transgraniczny, w tym tysiące osób dojeżdżających codziennie do pracy.
W podobnym tonie wypowiada się Konstantin von Notz, wiceprzewodniczący Partii Zielonych. Jego zdaniem obecny chaos to efekt „nieskoordynowanych, jednostronnych działań krajowych”. Obaj politycy wezwali do jak najszybszego powrotu do Europy bez wewnętrznych granic, co jest fundamentalną zasadą Unii Europejskiej, a obecne kontrole są jedynie wyjątkiem akceptowanym przez Brukselę w nadzwyczajnych sytuacjach.
Nawet Niemiecki Związek Zawodowy Policji (GdP) stwierdził z rezygnacją, że „Polska robi teraz to, co ogłosiła jakiś czas temu”. To potwierdzenie, że strona niemiecka była świadoma możliwych konsekwencji swojej polityki, ale nie podjęła kroków, aby zapobiec eskalacji.
Kim jest człowiek obwiniany o kryzys? „Symboliczna polityka chaosu”
W niemieckich mediach i wypowiedziach polityków opozycji jak mantra powraca jedno nazwisko – Alexander Dobrindt. To prominentny polityk bawarskiej CSU, który w nowej konstelacji politycznej stał się symbolem zaostrzenia kursu migracyjnego. Chociaż formalnie za kontrole odpowiada federalny minister spraw wewnętrznych, to właśnie Dobrindt i jego otoczenie polityczne są postrzegani jako siła napędowa „polityki chaosu”.
Krytycy, tacy jak Konstantin von Notz z Zielonych, zarzucają mu „symboliczną politykę”, która doprowadziła do „efektu domina w Europie”. Zaostrzenie kontroli po stronie niemieckiej, które rozpoczęło się w październiku 2023 roku i zostało zintensyfikowane w maju, jest postrzegane jako działanie jednostronne, które musiało wywołać reakcję łańcuchową. Friedrich Merz, lider opozycyjnej CDU/CSU, zapowiedział, że problem migracji powinien być rozwiązany na szczeblu europejskim, potwierdzając prowadzenie rozmów z innymi krajami w celu zaostrzenia wspólnych standardów.
Knut Abraham (CDU), przedstawiciel rządu niemieckiego ds. kontaktów z Polską, przyznał, że choć niemieckie kontrole były konieczne, rozwiązanie nie może polegać na „przepychaniu migrantów tam i z powrotem ani umacnianiu kontroli po obu stronach”. Jednak to właśnie taka sytuacja stała się faktem, a odpowiedzialnością obarcza się polityków forsujących twardy kurs.
Niemcy łamią prawo UE? Jest wyrok sądu
Kontrowersje wokół niemieckich działań na granicy mają również wymiar prawny. Jedna z procedur stosowanych przez niemieckie służby została już uznana za niezgodną z prawem Unii Europejskiej. Chodzi o praktykę zawracania osób, które na terytorium Niemiec próbują złożyć wniosek o azyl.
Sąd Administracyjny w Berlinie, rozpatrując sprawę trzech obywateli Somalii, orzekł, że takie działanie narusza prawo UE. Wyrok ten stanowi poważny zarzut wobec polityki prowadzonej przez Berlin. Mimo to, reakcja była jednoznaczna. Według doniesień medialnych, minister Dobrindt miał stwierdzić, że domaga się w tej sprawie osobnego orzeczenia od Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, co jest odbierane jako próba podważenia wyroku krajowego sądu i kontynuowania dotychczasowej polityki.
Ten spór prawny dodatkowo komplikuje sytuację i podważa wiarygodność niemieckich działań w oczach partnerów europejskich, w tym Polski. Pokazuje, że zaostrzenie kursu odbywa się z pominięciem obowiązujących regulacji prawnych.
Co to oznacza w praktyce? Dwie kluczowe procedury na granicy
Aby w pełni zrozumieć napięcia na granicy polsko-niemieckiej, należy rozróżnić dwie główne procedury, z którymi mamy do czynienia. Polskie MSWiA podkreśla, że stwierdzenie o „przerzucaniu migrantów do Polski” jest nieprecyzyjne. W rzeczywistości chodzi o legalne mechanizmy.
Pierwsza procedura to zawracanie migrantów. Dochodzi do niej, gdy osoba, często przebywająca legalnie w Polsce, próbuje przekroczyć granicę z Niemcami bez wymaganych dokumentów lub uprawnień do wjazdu. W takiej sytuacji niemieckie służby odmawiają wjazdu.
Druga, bardziej złożona procedura, to readmisja. Jest ona regulowana przez unijne rozporządzenie Dublin III. Polega na przekazaniu do Polski osoby, która nielegalnie przedostała się do Niemiec, ale jej pierwszym krajem wjazdu do UE była właśnie Polska. Zgodnie z prawem unijnym, to Polska jest odpowiedzialna za rozpatrzenie jej wniosku azylowego. To właśnie ta procedura, a zwłaszcza jej realizacja, budzi najwięcej kontrowersji i była przedmiotem wspomnianego wyroku sądu w Berlinie.
Cały kryzys na granicy wpisuje się w szerszy kontekst geopolityczny, w którym Rosja aktywnie wykorzystuje presję migracyjną do destabilizacji Europy i testowania spójności Unii Europejskiej oraz jej fundamentalnych wartości.