Od połowy listopada 2024 roku każdy właściciel drona o masie powyżej 250 gramów musi posiadać obowiązkowe ubezpieczenie OC. Reforma, która miała zapewnić większe bezpieczeństwo i uprościć proces dochodzenia roszczeń, w praktyce może okazać się pułapką dla setek tysięcy operatorów w Polsce. Choć intencje były szczytne – stabilizacja dynamicznie rosnącego rynku dronów, szacowanego już na około 400 tysięcy urządzeń – jeden kluczowy zapis w przepisach wywraca cały system do góry nogami. Oznacza to, że nawet mając ważną polisę, możesz zostać zmuszony do pokrycia kosztów szkody z własnej kieszeni, a poszkodowani wcale nie otrzymają obiecywanej ochrony. To pilne ostrzeżenie dla każdego, kto lata dronem, niezależnie od tego, czy jest to pasja, czy narzędzie pracy.
Pułapka w nowych przepisach: Kiedy polisa OC przestaje działać?
Sercem problemu jest zapis, który stanowi, że jeśli szkoda powstanie podczas lotu wykonanego z naruszeniem przepisów, ubezpieczyciel może odmówić wypłaty odszkodowania. Brzmi niewinnie? W praktyce to katastrofa dla operatora. Eksperci biją na alarm: wystarczy drobne, często nieumyślne naruszenie zasad lotu, by polisa stała się bezwartościowa. Przekroczenie dozwolonej wysokości, zbyt mała odległość od zabudowań, chwilowa utrata kontroli nad maszyną, czy nawet nieznaczne odchylenie od wyznaczonego korytarza lotu – to sytuacje, które zdarzają się nagminnie. Szczególnie narażeni są operatorzy rekreacyjni, którzy często nie mają pełnej świadomości wszystkich niuansów prawnych. Jarosław Szymański z Mentor S.A., wiodącej firmy brokerskiej, otwarcie zaznacza, że w konsekwencji możemy spodziewać się masowych odmów wypłat przez ubezpieczycieli. W takiej sytuacji cała odpowiedzialność, często opiewająca na dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych, spada bezpośrednio na operatora drona.
Dlaczego ubezpieczyciele wprowadzili kontrowersyjne wyłączenie?
Wprowadzenie tak szerokiego wyłączenia z odpowiedzialności ubezpieczyciela nie jest przypadkowe. Zapis ten został wprowadzony na wniosek Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU). Branża ubezpieczeniowa broni się, twierdząc, że podobne wyłączenia są standardem rynkowym i wynikają z konieczności zachowania proporcjonalności ryzyka. Argumentują, że gdyby polisy obejmowały szkody powstałe przy łamaniu przepisów, składki musiałyby drastycznie wzrosnąć, co mogłoby zniechęcić do zakupu ubezpieczenia. Dodatkowo, ubezpieczyciele podkreślają, że w przypadku obowiązkowego OC komunikacyjnego mogą dochodzić regresu wobec sprawcy, co w przypadku dronów jest niemożliwe, zwiększając ich ryzyko finansowe. Jednak praktycy prawa, tacy jak mecenas Kamil Szpyt, widzą to inaczej. Podkreśla on, że funkcją ubezpieczeń obowiązkowych jest właśnie ochrona poszkodowanych w sytuacjach wysokiego ryzyka. Wprowadzenie tak szerokiego wyłączenia osłabia sens obowiązkowego OC i może prowadzić do licznych sporów sądowych. Nieprecyzyjne pojęcie „naruszenia przepisów” będzie wymagało każdorazowej interpretacji, a to sądy będą musiały rozstrzygać, czy każde, nawet drobne uchybienie, wyłącza odpowiedzialność ubezpieczyciela, czy tylko te, które miały bezpośredni wpływ na powstanie szkody.
Paradoks w prawie: Cięższy dron bezpieczniejszy dla poszkodowanych?
Sytuację dodatkowo komplikuje zaskakujący paradoks prawny. Okazuje się, że w przypadku dronów o masie powyżej 20 kilogramów, obowiązek ubezpieczenia OC opiera się na unijnym rozporządzeniu, które nie zawiera tak szerokich wyłączeń odpowiedzialności. W efekcie poszkodowany, który zostanie uderzony przez cięższy dron, ma dziś paradoksalnie większą szansę na uzyskanie odszkodowania od ubezpieczyciela niż ten, kto ucierpi z powodu lżejszego, ale znacznie częściej używanego i latającego nad miastami drona. Ta dysproporcja w ochronie prawnej, wynikająca z różnic w krajowych i unijnych regulacjach, budzi poważne wątpliwości co do spójności i skuteczności polskiego systemu. Pokazuje to, jak skomplikowana i nieprzewidywalna może być sytuacja zarówno dla operatorów, jak i potencjalnych ofiar wypadków z udziałem dronów, zwłaszcza że rynek tych urządzeń dynamicznie rośnie, a ich obecność w przestrzeni publicznej staje się coraz bardziej powszechna.
Co to oznacza dla Ciebie? Rzecznik Finansowy monitoruje sytuację
Dla każdego operatora drona to jasny sygnał: sama polisa OC to za mało. Kluczowe jest nie tylko jej posiadanie, ale przede wszystkim bezwzględne przestrzeganie wszystkich przepisów dotyczących lotów. Nawet najmniejsze odstępstwo od regulaminu może skutkować tym, że ubezpieczyciel odmówi wypłaty, a Ty zostaniesz z gigantycznym rachunkiem za szkody, które często mogą wynosić dziesiątki tysięcy złotych. Sytuacja jest na tyle poważna, że Rzecznik Finansowy zapowiedział już monitorowanie skarg i jest gotów rekomendować zmiany w przepisach, jeśli obecne rozwiązania będą generować masowe spory lub prowadzić do nieuzasadnionych odmów wypłat świadczeń. Na razie jednak operatorzy muszą liczyć się z tym, że mimo obowiązkowej polisy, przy nawet drobnym naruszeniu prawa, zapłacą z własnej kieszeni. To bezwzględna lekcja odpowiedzialności, która w 2025 roku będzie drogo kosztować każdego nieświadomego ryzyka operatora drona.

