Koniec dwukrotnego przestawiania zegarków wydaje się być na wyciągnięcie ręki, ale biurokracja Unii Europejskiej wciąż skutecznie blokuje tę zmianę. Choć miliony Polaków i ekspertów domagają się odejścia od tego anachronicznego zwyczaju, obowiązująca dyrektywa zmusza nas do dalszego dostosowywania się. Teraz jednak sprawa znów nabiera tempa. Rząd w Warszawie deklaruje, że wykorzysta swoją aktywność w Brukseli, aby przełamać impas, a w Sejmie pojawił się konkretny projekt ustawy. Czy najbliższa zmiana czasu, zaplanowana na marzec 2026 roku, będzie ostatnią? Wszystko wskazuje na to, że presja społeczna i ekonomiczna osiągnęła masę krytyczną.

Wiosną 2025 roku temat likwidacji zmiany czasu powrócił na polityczną agendę, zarówno w Polsce, jak i na forum Rady UE. Głównym argumentem za rezygnacją z tego systemu są już nie tylko względy wygody, ale przede wszystkim wymierne straty zdrowotne i organizacyjne, które daleko przewyższają pierwotnie zakładane oszczędności energetyczne. Eksperci alarmują: utrzymywanie czasu letniego i zimowego generuje koszty idące w miliony złotych rocznie, a my nadal tkwimy w systemie, którego sens jest kwestionowany od lat.

Wzrost wypadków i udarów: Koszty zdrowotne są nie do przeliczenia

Lekarze i chronobiolodzy od lat podkreślają, że przestawianie zegarków to nic innego jak brutalna ingerencja w nasz naturalny zegar biologiczny. Ten mechanizm reguluje kluczowe procesy życiowe: sen, koncentrację, metabolizm, a nawet nastrój. Nawet jednorazowa, godzinna zmiana prowadzi do rozregulowania, które ma poważne konsekwencje społeczne.

Badania cytowane przez specjalistów są alarmujące. W okresie bezpośrednio po wiosennej zmianie czasu, kiedy tracimy godzinę snu, notuje się statystyczny wzrost liczby wypadków drogowych oraz incydentów sercowo-naczyniowych, w tym udarów. Choć liczby te mogą wydawać się małe w skali roku, są one realnym obciążeniem dla systemu zdrowotnego. Co więcej, Główny Urząd Miar (GUM) w swoich analizach potwierdza, że pierwotny cel wprowadzenia czasu letniego – oszczędności energii – jest dziś znikomy lub wręcz niezauważalny w dobie nowoczesnych technologii i efektywności energetycznej. Innymi słowy, ponosimy wysokie koszty zdrowotne i społeczne bez żadnej realnej korzyści ekonomicznej.

Paraliż systemów: Miliony złotych strat dla transportu i banków

Zmiana czasu to prawdziwe wyzwanie logistyczne i finansowe dla wielu sektorów gospodarki. Najbardziej dotkliwe skutki odczuwa transport i finanse. Kolej i lotnictwo muszą wprowadzać specjalne, przejściowe rozkłady jazdy, które obowiązują tylko przez jedną noc w roku. To generuje dodatkowe koszty operacyjne i ryzyko błędów. Podobnie dzieje się w sektorze bankowym. Instytucje finansowe każdorazowo muszą dostosowywać i testować systemy informatyczne, aby uniknąć błędów w rozliczeniach międzybankowych i przelewach międzynarodowych. W skali kraju są to miliony złotych wydawane na utrzymanie anachronizmu.

Problemy dotykają także bezpośrednio pracodawców i pracowników. Przejście na czas zimowy oznacza dla części pracowników dodatkową godzinę pracy, którą trzeba rozliczyć jako nadgodzinę lub oddać w formie czasu wolnego. To nie tylko komplikacje księgowe, ale i dodatkowe obciążenia dla małych i średnich przedsiębiorstw. Eksperci ekonomiczni są zgodni: utrzymanie podwójnego systemu czasu jest dziś nieefektywne i generuje niepotrzebny chaos organizacyjny, który można by łatwo wyeliminować.

Impuls z Polski: Rząd chce stałego czasu letniego

Mimo globalnego trendu do rezygnacji ze zmiany czasu, Unia Europejska wciąż nie osiągnęła konsensusu. Już w 2018 roku Komisja Europejska przeprowadziła szerokie konsultacje, w których wzięło udział ponad 4,6 miliona obywateli UE. Zdecydowana większość, w tym Polacy, opowiedziała się za zniesieniem zmian. Mimo to, państwa członkowskie nie były w stanie uzgodnić, który czas wybrać – letni czy zimowy – obawiając się chaosu w transporcie międzynarodowym.

W efekcie, obowiązywanie dotychczasowych zasad zostało przedłużone co najmniej do końca 2026 roku. Polska jednak nie zamierza czekać bezczynnie. W 2025 roku do Sejmu trafił projekt zakładający wprowadzenie całorocznego czasu letniego. Autorzy argumentują, że stały czas letni, zapewniający więcej światła po południu, jest korzystniejszy społecznie i ekonomicznie dla naszego kraju. Rząd deklaruje chęć wykorzystania polskiej aktywności w Unii Europejskiej, aby przełamać ten wieloletni impas.

Warto jednak pamiętać o kluczowym warunku: Polska nie może samodzielnie zrezygnować ze zmiany czasu. Obowiązuje nas dyrektywa UE, która narzuca wspólne ramy czasowe dla wszystkich państw członkowskich. Jednostronne działanie groziłoby poważnymi sankcjami oraz problemami z synchronizacją systemów międzynarodowych, w tym kolejowych i finansowych. Dlatego klucz do likwidacji tego obowiązku leży w Brukseli.

Kiedy przestawimy zegarki po raz ostatni?

Choć presja jest ogromna, najbliższa zmiana czasu jest już zaplanowana. Nastąpi ona w nocy z 28 na 29 marca 2026 roku, kiedy to o godzinie 2:00 zegarki zostaną przestawione na 3:00, ponownie skracając nasz sen. Jest niemal pewne, że nie będzie to jeszcze ostatnia taka noc.

Jednak tempo prac w Brukseli, wznowione analizy Komisji Europejskiej oraz silne stanowisko Polski i innych państw, które opowiadają się za stałym czasem letnim, sugerują, że temat wchodzi w decydującą fazę. Jeśli Unia Europejska osiągnie porozumienie w 2026 roku, realne jest, że już w 2027 roku dwukrotne przestawianie zegarków w Polsce przejdzie do historii. Do tego czasu musimy jednak dostosowywać się do obowiązujących przepisów, pamiętając, że argumenty za ich zniesieniem są dziś silniejsze niż kiedykolwiek.

Share.
Napisz komentarz

Exit mobile version