Parafia pw. Miłosierdzia Bożego w Sasinie, wsi położonej w województwie pomorskim, stała się centrum jednego z najbardziej zaskakujących skandali finansowych w polskim Kościele ostatnich lat. Od 2016 roku funkcję proboszcza sprawował tam ksiądz Krzysztof, który dziś formalnie figuruje jako zaginiony. Jest on podejrzewany o przywłaszczenie aż 3,5 miliona złotych, a poszkodowanych jest co najmniej 50 osób – w tym sama parafia.
Inicjatywy i wizje, które przekonały wiernych
Duchowny był przez lata postrzegany jako osoba aktywna, zaangażowana i skuteczna w działaniu. Wierni wspominają, że ks. Krzysztof rozpoczął szereg prac remontowych, które obejmowały m.in. odnowienie kościoła i witraży, a także planowany remont plebanii z instalacją paneli fotowoltaicznych. W planach był również zakup nowych ławek oraz organizacja pielgrzymki do Izraela.
W związku z tymi inwestycjami duchowny nie tylko pozyskiwał dotacje, ale też – co istotne – zwracał się do wiernych o pomoc finansową. Jak wynika z relacji parafian, tłumaczył, że ma problemy z rozliczeniem funduszy zewnętrznych, co wymuszało przejściowe wsparcie z ich strony.
Pieniądze pożyczone, ale nigdy nieoddane
Zaufanie, jakim parafianie darzyli swojego proboszcza, zaowocowało udzieleniem mu wielu prywatnych pożyczek. – Obiecywał, że odda w ciągu kilku dni, ale przestał odbierać telefony i ślad po nim zaginął – powiedział w rozmowie z Onetem jeden z wierzycieli.
Według ustaleń, ksiądz miał przyjąć od wiernych w sumie około 2,5 miliona złotych, a kolejny milion pochodził z funduszy samej parafii. W sumie daje to 3,5 miliona złotych, które – jak dotąd – nie zostały odzyskane.
Prokuratura zawiesza śledztwo. Ksiądz nieuchwytny
W związku z narastającymi podejrzeniami parafia zgłosiła sprawę do prokuratury, która wszczęła śledztwo w sprawie przywłaszczenia mienia i oszustwa. Proboszcz Krzysztof został formalnie uznany za podejrzanego o wprowadzenie w błąd i doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
Problemem, który uniemożliwia dalsze postępowanie, jest fakt, że duchowny zniknął bez śladu. Organy ścigania nie są w stanie ustalić jego miejsca pobytu, dlatego śledztwo zostało zawieszone. W międzyczasie zabezpieczono jego mienie, jednak nie ma pewności, czy wystarczy ono na pokrycie strat.
W kościelnym spisie księży ks. Krzysztof widnieje jako „zaginiony”, co tylko potęguje chaos i poczucie bezradności wśród poszkodowanych.
Obajtek w parafii, ale odpowiedzialności brak
Na uwagę zasługuje fakt, że jednym z gości parafii był Daniel Obajtek, były prezes Energi. Nie wiadomo jednak, czy w jakikolwiek sposób był on powiązany z finansowymi machinacjami proboszcza, czy jego obecność miała jedynie charakter ceremonialny. Niemniej w kontekście skali działań księdza, spotkania z wpływowymi osobami mogły uwiarygadniać jego plany w oczach parafian.
Konsekwencje społeczne i duchowe
Skandal w Sasinie to nie tylko poważna sprawa kryminalna, ale też głęboko dotykający społeczność lokalną kryzys zaufania. Wielu parafian nie tylko straciło pieniądze, ale przede wszystkim zostało oszukanych przez osobę duchowną, której zadaniem było budowanie wspólnoty opartej na wierze i uczciwości.
Parafia została z problemami organizacyjnymi i finansowymi, które mogą rzutować na jej funkcjonowanie przez kolejne lata. Odbudowa relacji i wiary w instytucję kościelną będzie wymagała czasu oraz skutecznych działań ze strony zarówno władz kościelnych, jak i prokuratury.
Czy sprawa kiedykolwiek doczeka się finału?
Na obecnym etapie trudno przewidzieć, czy ksiądz Krzysztof zostanie odnaleziony, a pieniądze odzyskane. Zawieszenie śledztwa oznacza de facto wstrzymanie jakichkolwiek działań, a bez informacji o miejscu pobytu podejrzanego prokuratura nie ma możliwości postawienia zarzutów i pociągnięcia go do odpowiedzialności.
Z perspektywy prawa i społeczeństwa obywatelskiego to sytuacja wyjątkowo niepokojąca – osoba publiczna, dysponująca dużym zaufaniem i środkami, może zniknąć z milionami złotych bez konsekwencji.