Mimo globalnych zawirowań i wojny w Ukrainie, ceny autogazu na polskich stacjach paliw utrzymują się na zaskakująco stabilnym poziomie, oscylując wokół 3,20 zł za litr. Ta z pozoru korzystna sytuacja dla kierowców skrywa jednak mniej oczywiste realia rynkowe. Najnowsze dane ujawniają, że znaczna część paliwa LPG, które trafia do baków polskich pojazdów, ma pochodzenie, które może budzić zdziwienie, a nawet kontrowersje. Okazuje się, że poprzez specyficzną lukę w unijnych sankcjach, rosyjski n-butan wciąż masowo wjeżdża do Polski, by po przetworzeniu stać się składnikiem autogazu. To zjawisko, nazywane przez ekspertów „Koniem Trojańskim” na rynku paliw, stawia pod znakiem zapytania skuteczność embarga i zmusza Ministerstwo Klimatu i Środowiska do pilnej interwencji.
Embargo i nieoczekiwany wzrost popytu: Jak wojna zmieniła rynek LPG?
Kiedy 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę, polscy importerzy gazu płynnego (LPG) obawiali się paraliżu rynku i drastycznego wzrostu cen. Wzrost popytu w Polsce, połączony z unijnymi sankcjami, wydawał się zwiastować kryzys. Jednak rzeczywistość okazała się bardziej złożona. Ceny autogazu w Polsce utrzymały się poniżej europejskiej średniej, a kluczową zmianą stało się wprowadzenie 12. pakietu sankcji Unii Europejskiej. Wdrożone 20 grudnia 2024 roku regulacje objęły propan, butan i ich mieszanki, mając na celu odcięcie Rosji od dochodów z eksportu paliw. Na wniosek Węgier i Słowacji, z embarga wyłączono jednak produkt o kodzie CN 2901 10 00, czyli wysoko-czysty n-butan oraz izobutan. To właśnie ta decyzja otworzyła nieoczekiwaną furtkę dla rosyjskiego surowca na polski rynek, zmieniając dynamikę importu i budząc poważne pytania o skuteczność unijnych działań.
„Koń Trojański” na stacjach: Rosyjski n-butan omija sankcje
Mechanizm omijania sankcji jest zaskakująco prosty i legalny, przynajmniej w obecnym kształcie przepisów. Czysty n-butan, wyłączony z embarga, nie może być w Polsce stosowany bezpośrednio jako paliwo. Dlatego na granicy jest deklarowany jako surowiec chemiczny. Po rozładunku trafia jednak do mieszalni, gdzie łączy się z propanem pochodzącym z innych źródeł, takich jak Norwegia, Szwecja czy USA. W ten sposób, z pozornie niewinnego surowca chemicznego, powstaje autogaz, który trafia do baków polskich kierowców. Dane są alarmujące: w marcu wolumen rosyjskiego n-butanu skoczył do 38 tysięcy ton. Różnica w cenie hurtowej między nim a propanem sięgała nawet 600 zł na tonie, co przekładało się na około 0,20 zł tańszy litr paliwa na wschodnich terminalach w porównaniu do dostaw morskich z Gdyni. Dla wielu przedsiębiorców logistycznych jest to złoty interes, a dla kierowców – niewidzialna oszczędność, której prawdziwe źródło pozostaje często nieznane.
Niewidzialne oszczędności, widzialne ryzyka: Co to oznacza dla kierowców i branży?
Skala zjawiska jest znacząca. W samym styczniu 2025 roku do Polski wjechało ponad 21 tysięcy ton n-butanu z Rosji, co stanowiło aż 14,2 procent całej struktury autogazu dostępnego na rynku. Przed wprowadzeniem sankcji miesięczny import tego „surowca” z Rosji nie przekraczał 8 tysięcy ton. Chociaż branża uspokaja, wskazując na rosnący import morski – w styczniu 2025 roku 28 procent autogazu przypłynęło ze Szwecji, a 14,6 procent z USA – to jednak udział Kremla w polskim segmencie LPG wciąż przewyższa unijną średnią (1,1 procent importu z Rosji do UE w II kwartale 2025 roku). Eksperci biją na alarm. Dyrektor generalny Polskiej Organizacji Gazu Płynnego, Bartosz Kwiatkowski, ostrzega, że wykorzystywanie rosyjskiego surowca na tak szeroką skalę może odwrócić proces dywersyfikacji dostaw LPG na polskim rynku, ponownie uzależniając Polskę od wschodnich źródeł. Jest to poważne zagrożenie dla długoterminowej strategii energetycznej kraju i wiarygodności branży.
Przyszłość autogazu w Polsce: Ministerstwo zapowiada interwencję
W obliczu rosnących kontrowersji i alarmujących danych, Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało już podjęcie konkretnych kroków. Planowane jest rozszerzenie rozporządzenia i objęcie n-butanu zakazem importu, co ma na celu uszczelnienie luki w sankcjach. Jest to kluczowy moment dla polskiego rynku autogazu. Jeżeli regulacja nie wejdzie w życie przed nadchodzącym sezonem grzewczym, sytuacja może stać się jeszcze bardziej skomplikowana. Rosnące koszty frachtu morskiego, w połączeniu z presją opinii publicznej i międzynarodowych partnerów, mogą sprawić, że dotychczasowa „chemiczna” furtka stanie się poważnym kryzysem reputacyjnym dla całej branży paliwowej w Polsce. Zamknięcie tej luki prawnej jest nie tylko kwestią zgodności z sankcjami, ale także strategiczną decyzją o przyszłości bezpieczeństwa energetycznego Polski i budowaniu niezależności od rosyjskich surowców. Kierowcy powinni śledzić rozwój wydarzeń, gdyż zmiana przepisów może wpłynąć na dostępność i cenę autogazu.