Protesty Ostatniego Pokolenia znów wywołały społeczne oburzenie. Tym razem nie chodziło o opóźnione dojazdy do pracy czy frustrację kierowców. Doszło do sytuacji granicznej, w której stawką było życie zwierzęcia. Mężczyzna błagał aktywistów, by przepuścili go przez blokadę – spieszył się, by uratować duszącego się psa. Protestujący nie ustąpili.
Poruszająca prośba: „Umrze mi pies!”
Do zdarzenia doszło w Warszawie podczas jednej z blokad organizowanych przez aktywistów Ostatniego Pokolenia. Mężczyzna, który próbował przejechać przez zablokowaną drogę, apelował do protestujących, by pozwolili mu dotrzeć do domu. Tłumaczył, że jego pies się dusi i że ma tylko 15 minut, by zapewnić mu pomoc weterynaryjną.
– „Stary, umrze mi pies, jak mnie nie przepuścicie. No umrze mi pies. Chce mi pan powiedzieć, że życie mojego psa jest teraz nieważne, bo musicie blokować? Jestem spokojny. Proszę tylko, byście mnie przepuścili, bo mój pies się dusi w domu” – słychać na opublikowanym nagraniu.
Pomimo dramatycznego tonu, aktywiści nie przepuścili kierowcy. Jak relacjonuje sam poszkodowany, ich reakcja była stanowcza – protest trwał nadal, a droga pozostała zablokowana.
Facet prosi Ostatnie Pokolenie, aby go przepuścili, bo musi ratować psa. W innym przypadku psiaczek umrze. Co słyszy od aktywistów? Że go nie przepuszczą i niech wezwie ubera.
— deZeZed (@deZeZed) May 10, 2025
Źródło: Onet pic.twitter.com/84lsIk7MiV
Odpowiedź aktywistów i lawina krytyki
Po nagłośnieniu sprawy w mediach społecznościowych, Ostatnie Pokolenie odniosło się do incydentu na platformie X (dawniej Twitter). W oświadczeniu wskazali, że zaproponowali mężczyźnie zamówienie Ubera, sugerując, że w ten sposób szybciej dotrze do celu.
Ten komentarz spotkał się jednak z falą krytyki. Internauci zwracali uwagę, że:
- Nie każdy kierowca Ubera przewiezie chorego psa – szczególnie, jeśli zwierzę krwawi lub wymiotuje.
- Nie wiadomo było, jak duży był pies – w grę mogła wchodzić zarówno mała, jak i duża rasa powyżej 50 kg.
- Uber również mógł utknąć w korku – tym bardziej, że to właśnie protesty Ostatniego Pokolenia znacząco utrudniły ruch w mieście.
W komentarzach pod wpisem organizacji znalazło się ponad 400 odpowiedzi, z czego zdecydowana większość była jednoznacznie negatywna. Wiele osób zarzuca aktywistom brak empatii i zrozumienia dla dramatycznych sytuacji życiowych obywateli.
Coraz większa presja społeczna
Incydent z duszącym się psem nie jest pierwszym przypadkiem, który stawia Ostatnie Pokolenie w kontrowersyjnym świetle. W ostatnich dniach, jak donoszą media, część protestujących została potraktowana gazem pieprzowym, a atmosfera wokół ich działań staje się coraz bardziej napięta – zarówno wśród mieszkańców Warszawy, jak i opinii publicznej w całym kraju.
Choć aktywiści tłumaczą swoje działania koniecznością nagłośnienia kryzysu klimatycznego, coraz więcej osób uważa, że forma protestu szkodzi społecznemu poparciu dla sprawy. Po wydarzeniach takich jak ten z udziałem chorego psa, wizerunek Ostatniego Pokolenia ulega znacznemu pogorszeniu.
Czy granice zostały przekroczone?
Obserwatorzy sceny społeczno-politycznej zwracają uwagę, że każdy protest ma swoje granice akceptacji społecznej. Gdy indywidualne dramaty – takie jak zagrożenie życia – są ignorowane, protestujący tracą nie tylko wiarygodność, ale również moralne poparcie opinii publicznej.
Komentatorzy przestrzegają, że jeżeli Ostatnie Pokolenie nie zmieni podejścia, może nie tylko stracić zainteresowanie mediów, ale również stać się symbolem radykalizmu, który przestaje służyć dobru wspólnemu.
Co dalej?
Póki co nie wiadomo, czy pies zdołał przeżyć. Organizacja nie odniosła się już więcej do konkretnego przypadku, a mężczyzna – jak wynika z relacji – odjechał z miejsca protestu bez możliwości przejazdu.
Sprawa ta może stać się punktem zwrotnym w debacie na temat formy protestów klimatycznych. Kluczowym pytaniem pozostaje: czy cel uświęca środki – nawet kosztem życia niewinnego zwierzęcia?