Miliony Polaków stoją w obliczu rekordowych podwyżek cen ogrzewania. Według szacunków, w sezonie grzewczym 2025/2026 rachunki wzrosną średnio o 86 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem. Dla przeciętnego gospodarstwa domowego oznacza to dodatkowe 600 zł rocznie, choć w wielu przypadkach kwota ta będzie znacznie wyższa. Wygaszenie rządowych tarcz ochronnych i drożejące surowce sprawiły, że ogrzewanie mieszkania staje się jednym z największych obciążeń budżetu domowego.

Rachunki rosną w rekordowym tempie

W ostatnich miesiącach dostawcy ciepła systemowego w całej Polsce ogłosili znaczące podwyżki cen za gigadżul, argumentując je rosnącymi kosztami produkcji energii cieplnej. Największy wpływ mają na to ceny węgla kamiennego, który w Polsce wciąż odpowiada za ponad połowę systemowego ogrzewania.

Jeszcze kilka lat temu Polska mogła liczyć na stabilne dostawy i niskie ceny krajowego surowca. Dziś jednak sytuacja wygląda inaczej. Wysokie koszty emisji CO₂, rosnące ceny transportu oraz konieczność modernizacji przestarzałych ciepłowni doprowadziły do gwałtownego wzrostu cen. Po wygaśnięciu rządowych tarcz ochronnych, które przez ostatnie dwa sezony hamowały skok opłat, Polacy zostali z realnymi rachunkami odzwierciedlającymi rynkowe koszty ciepła.

Jak podają spółdzielnie mieszkaniowe i wspólnoty, dla mieszkań w blokach średni rachunek za ogrzewanie może być tej zimy o kilkaset złotych wyższy. Osoby mieszkające w starszych budynkach bez termomodernizacji zapłacą jeszcze więcej.

Polska płaci za zależność od węgla

W 2023 roku ponad 50 procent systemowego ciepła w Polsce pochodziło z węgla kamiennego, co czyni nas jednym z najbardziej zależnych krajów w Unii Europejskiej od tego surowca. Dla porównania, w Niemczech, Austrii czy Holandii głównym źródłem ciepła jest gaz ziemny, który – mimo ostatnich wahań – pozostaje tańszy w eksploatacji i bardziej przyjazny środowisku.

Polska wciąż nadrabia zaległości w transformacji energetycznej. Inwestycje w biopaliwa, pompy ciepła i geotermiędopiero się rozwijają. Wiele samorządów sygnalizuje, że bez wsparcia państwa i unijnych funduszy nie są w stanie unowocześnić lokalnych systemów ciepłowniczych. Tymczasem surowe normy środowiskowe oraz system ETS (handel emisjami CO₂) skutecznie podnoszą koszty wytwarzania energii cieplnej.

Eksperci wskazują, że Polska wciąż płaci wysoką cenę za opóźnienia w modernizacji sektora energetycznego. Brak dywersyfikacji źródeł ciepła i uzależnienie od paliw kopalnych sprawiają, że każde wahanie cen surowców odbija się bezpośrednio na rachunkach konsumentów.

Koniec tarcz ochronnych – realny koszt życia

Przez ostatnie dwa lata rząd stosował tzw. tarcze energetyczne, które częściowo rekompensowały rosnące ceny energii elektrycznej i ciepła. Ich wygaśnięcie z początkiem sezonu 2025/2026 oznacza, że dostawcy mogą w pełni uwzględniać wzrost kosztów produkcji w rachunkach odbiorców.

Dla wielu rodzin to cios w domowy budżet. Średnia podwyżka o 86 procent oznacza, że rachunki w sezonie zimowym mogą przekroczyć 2000 zł w przypadku przeciętnego mieszkania w bloku. W przypadku większych lokali lub budynków o niskiej efektywności energetycznej suma ta może sięgać nawet 3000–3500 zł.

Niektórzy mieszkańcy już teraz starają się oszczędzać – zakręcają kaloryfery, skracają kąpiele, używają elektrycznych koców i dogrzewaczy. Jednak te działania często jedynie chwilowo łagodzą skutki, a rachunki i tak pozostają wysokie.

Bon ciepłowniczy: kto może liczyć na wsparcie

W odpowiedzi na rosnące koszty rząd uruchomił program dopłat w postaci bonu ciepłowniczego, który ma pomóc gospodarstwom o najniższych dochodach. Wysokość świadczenia wynosi od 500 do 1750 zł za półrocze, w zależności od rodzaju ogrzewania i poziomu rachunków.

Wsparcie obejmuje głównie gospodarstwa korzystające z ciepła systemowego oraz indywidualnych źródeł, takich jak piece na węgiel, pellet czy gaz. Warunkiem jest spełnienie określonych kryteriów dochodowych, które mają zapobiec nadużyciom i trafić do osób najbardziej potrzebujących.

Eksperci jednak zwracają uwagę, że nawet przy wsparciu bonem wiele rodzin i tak nie uniknie problemów finansowych. Dla części z nich pomoc nie pokryje nawet jednej czwartej rzeczywistych kosztów ogrzewania.

Polska w czołówce unijnych podwyżek

Choć Polska nie jest krajem z najwyższymi cenami ciepła w Europie, tempo wzrostu opłat należy do najwyższych w Unii Europejskiej. Według analiz rynkowych, wzrost cen w Polsce przewyższył już dynamikę notowaną w Rumunii, Holandii czy Austrii. Oznacza to, że polskie gospodarstwa domowe muszą radzić sobie z jednym z najszybszych skoków kosztów życia w całej UE.

To zjawisko nie jest tylko wynikiem czynników globalnych, ale również krajowej struktury rynku. Brak konkurencji w sektorze ciepłowniczym, ograniczone możliwości zmiany dostawcy i wysokie koszty modernizacji sieci sprawiają, że odbiorcy są de facto uzależnieni od lokalnych monopolistów.

Nadchodząca zima będzie testem dla Polaków

Wielu ekonomistów ostrzega, że zima 2025/2026 może być najtrudniejsza od dekady pod względem kosztów utrzymania mieszkań. Wraz z rosnącymi cenami energii i żywności, coraz więcej rodzin może znaleźć się w sytuacji tzw. ubóstwa energetycznego – gdy ponad 10 procent dochodu pochłaniają wydatki na ogrzewanie.

Wspólnoty mieszkaniowe apelują o rozsądne gospodarowanie ciepłem, inwestycje w docieplenia budynków i wymianę przestarzałych instalacji. To działania, które mogą realnie obniżyć zużycie energii, ale wymagają czasu i nakładów, których wielu Polaków po prostu dziś nie ma.

Rząd zapowiada, że w przyszłym roku ruszy kolejna edycja programów wspierających modernizację systemów grzewczych, takich jak „Czyste Powietrze” i „Moje Ciepło”, jednak efekty tych działań będą widoczne dopiero w dłuższej perspektywie.

Share.
Napisz komentarz

Exit mobile version