Kluczowa umowa handlowa, która miała zdefiniować relacje gospodarcze między Unią Europejską a krajami Mercosuru (Brazylią, Argentyną, Urugwajem i Paragwajem), została wstrzymana. Podpisanie porozumienia, negocjowanego przez ponad dwie dekady, przesunięto co najmniej na styczeń 2026 roku, co jest bezpośrednią konsekwencją narastających napięć politycznych oraz zmasowanych protestów rolników w całej Europie. Informację tę, uznawaną za poważną porażkę dyplomatyczną, przekazała przywódcom państw członkowskich przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, odwołując swój planowany na ten tydzień lot do Ameryki Południowej.
Decyzja ta ma natychmiastowe i bardzo konkretne konsekwencje. Stawką jest dostęp do rynku liczącego blisko 260 milionów konsumentów oraz potencjalne zwiększenie europejskiego eksportu przemysłowego o miliardy euro. Jednak dla rolników z Polski, Francji i Włoch, wstrzymanie umowy to chwilowe zwycięstwo w walce o przetrwanie. Ich obawy są twarde i opierają się na strachu przed zalewem tańszych produktów rolnych, które mogłyby zdestabilizować europejski rynek żywności. Czy to opóźnienie jest tylko taktycznym ruchem, czy może faktycznym końcem historycznej transakcji?
Dlaczego Ursula von der Leyen odwołała lot do Brazylii? Sprzeciw Polski i Włoch kluczowy
Choć Bruksela od dawna dążyła do sfinalizowania umowy, która miałaby być największym porozumieniem handlowym w historii UE, protesty rolników stały się politycznym sygnałem, którego Komisja Europejska nie mogła zignorować. Od kilku dni europejskie stolice, w tym Bruksela, były paraliżowane przez ciągniki, a głównym postulatem protestujących było właśnie zablokowanie Mercosuru. Rolnicy argumentują, że preferencyjne cła na produkty takie jak wołowina, cukier i soja, produkowane w Ameryce Południowej przy niższych standardach środowiskowych, zrujnują europejskie gospodarstwa.
Sprzeciw nie jest tylko symboliczny. Trzy kluczowe państwa członkowskie – Włochy, Polska i Francja – wyrażają poważne zastrzeżenia, a ich wspólny głos jest wystarczająco silny, aby skutecznie zablokować ratyfikację umowy. Włoska premier, Giorgia Meloni, choć deklarowała prezydentowi Brazylii Luli da Silvie poparcie dla porozumienia, zażądała dodatkowego czasu na przekonanie do niego własnej opinii publicznej i rolników. Według brazylijskich źródeł, Meloni mówiła o maksymalnie miesięcznym opóźnieniu, co jednak dla Brukseli jest ryzykowną grą.
Polski sektor rolny jest szczególnie wrażliwy na import taniej wołowiny oraz zboża, co tylko wzmacnia stanowisko polskiego rządu w negocjacjach. Ten trójstronny sojusz, napędzany obawami o konkurencyjność, stanowi obecnie największą przeszkodę na drodze do historycznego porozumienia, mimo że Niemcy i Dania (sprawująca obecnie prezydencję w Radzie UE) wciąż naciskają na szybkie podpisanie umowy.
Stawką są miliardy. Kto zyska, a kto straci na impasie w handlu?
Opóźnienie ma bardzo realną cenę ekonomiczną. Umowa UE–Mercosur miała znieść większość ceł na europejskie towary przemysłowe eksportowane do Ameryki Południowej. Szacuje się, że tylko sektor motoryzacyjny i maszynowy, na którym zależy głównie Niemcom i Francji, mógłby zyskać ponad 4,5 miliarda euro rocznie dzięki zniesieniu barier celnych, które obecnie sięgają nawet 35% na niektóre produkty.
Jednak te potencjalne zyski są równoważone przez koszty ponoszone przez sektor rolny. Protestujący rolnicy obawiają się, że kontyngenty na bezcłowy import (np. 99 000 ton wołowiny rocznie) doprowadzą do spadku cen i utraty dochodów. Eksperci podkreślają, że choć umowa mogłaby zwiększyć unijny eksport, to koszty społeczne i ekonomiczne dla wrażliwych sektorów rolnych są zbyt wysokie, by je zignorować. To właśnie ta dysproporcja między interesami przemysłu a rolnictwa paraliżuje Brukselę.
- Zyski dla UE: Szacowane dodatkowe 4,5 mld euro rocznie z eksportu przemysłowego (głównie samochody, maszyny, chemikalia).
- Ryzyko dla UE: Destabilizacja cen wołowiny, cukru i soi na rynku wewnętrznym, uderzająca w polskie, francuskie i włoskie gospodarstwa.
Ultimatum z Ameryki Południowej. Czy UE straci kluczowego partnera?
Czas działa zdecydowanie na niekorzyść Unii Europejskiej. Prezydent Brazylii, Luiz Inácio Lula da Silva, ostrzegł, że jeśli umowa nie zostanie sfinalizowana w grudniu 2025 roku, blok Mercosur może wycofać się z negocjacji. To nie jest pusta groźba, a jej konsekwencje mogłyby być strategiczne.
Od stycznia 2026 roku prezydencję w bloku Mercosur przejmie Paragwaj. Ten kraj jest znany ze znacznie bardziej sceptycznego podejścia do pogłębiania relacji handlowych z UE i jednocześnie jest bardziej skłonny do zacieśniania współpracy gospodarczej ze Stanami Zjednoczonymi. Utrata Brazylii jako głównego promotora umowy na rzecz Paragwaju mogłaby oznaczać, że negocjacje, które trwały 20 lat, zostaną ostatecznie pogrzebane, a Unia Europejska straciłaby istotny przyczółek wpływów gospodarczych w Ameryce Południowej na rzecz rywali.
Opóźnienie, choć podyktowane koniecznością uspokojenia protestów w Europie, stawia Brukselę pod ogromną presją. Jeśli w styczniu 2026 roku nie dojdzie do przełomu, Europa może nie tylko stracić miliardy potencjalnych zysków z eksportu, ale także ryzykuje globalną porażkę w wyścigu o sojusze handlowe. Decyzja Meloni i sprzeciw Polski stały się teraz kluczowym elementem dyplomatycznej układanki, której wynik zadecyduje o kształcie handlu globalnego na najbliższe lata.
